Uśmiechnij się

Kowalski poznaje na przyjęciu elegancką panią:
- Ilekroć Pan się uśmiecha, mam ochotę zaprosić Pana do siebie...
- Pani mi pochlebia...
- Och, nie. Jestem dentystką...

Stara Kowalska żali się sąsiadce:
- W nocy tak mnie bolały zęby, że nawet nie zmrużyłam oka... Ale co ja ci będę mówić, ty znasz pewnie ten ból.
- Nie, ja na noc zęby wyjmuję.

Przychodzi baba do dentysty:
- Chciałabym sobie wyrwać ząb.
- Nie mam nic przeciwko temu. Następny proszę!

Dentysta spostrzegł, że jego następna pacjentka, staruszka, bardzo się denerwuje i postanowił ją czymś rozbawić, kiedy zakładał rękawiczki.
- Czy pani wie, jak się robi rękawiczki? - spytał.
- Nie - odpowiedziała.
- Cóż - powiedział - w Meksyku jest budynek z wielkim zbiornikiem lateksu, a pracownicy o różnych rozmiarach rąk podchodzą do niego, zanurzają w nim ręce, suszą je i zdejmują gotowe rękawiczki, odkładając je w odpowiednie pudełka.
Nie uśmiechnęła się ani trochę.
- No cóż, próbowałem - pomyślał sobie.
Pięć minut później, na początku delikatnego borowania, staruszka wybuchnęła śmiechem.
- Co panią tak śmieszy?
- Właśnie sobie pomyślałam, jak są robione kondomy!

Pedantyczny dentysta leczy facetowi zęby. Mija jedna godzina, druga, trzecia. W końcu facet pyta:
- A może tak przerwę na papierosa?
- Jak pan sobie życzy - powiedział dentysta i wyrwał mu przedniego zęba...

W gabinecie na fotelu siedzi facet z rozdziawioną paszczą a dentysta
mu grzebie.
-Co słychać u pana żony? -pyta dentysta.
-ble ghy wmyn -odpowiada facet.
-O zrobiła prawo jazdy. A co u dzieci?
-wlymi gnyfy mlio.
-Najstarsze ma 13 lat, Patrz pan jak ten czas leci. Dobrze, proszę popłukać
i wypluć.
-Panie doktorze kiedy następna wizyta? -pyta pacjent.
-Słucham?
-Kiedy mam przyjść!!!??
-Nie rozumiem...
-wzsmi ghle?
-Aaa, za tydzień w środę o 8.

Pewnego dnia Kowalski po raz pierwszy od kilku lat spóźnił się do pracy w pewnej prestiżowej firmie. Ze strachem w oczach, kwadrans po 8.00 wszedł do budynku.
Od razu wypatrzyły go czujne oczy szefa.
- Żeby mi to było ostatni raz, panie Kowalski ... dzisiaj nagana a następnym razem wynocha z roboty, tylko ważne względy mogą pana usprawiedliwić.
Niestety, historia lubi się powtarzać i gdzieś po miesiącu Kowalski budzi się w swoim ciepłym łóżeczku, patrzy na zegar i własnym oczom nie wierzy... godzina 9.00
Ma cale 60 minut spóźnienia! Migiem ubiera się i po drodze obmyśla usprawiedliwienie.
Wymyślił, że pójdzie do stomatologa i najlepiej żeby było widać wyrwie sobie ząb, najlepiej na przodzie jedynkę, może nawet dwójkę. Wpada do prywatnego gabinetu, budzi jeszcze śpiącego lekarza i na progu krzyczy, że będzie rwał sobie dwa zęby.
Kiedy zasiadł w fotelu stomatolog grzecznie pyta co rwiemy, na to Kowalski górną jedynkę i dwójkę. Lekarz nawet nie pyta dlaczego i po chwili wyrywa dwa zęby Kowalskiemu.
Kowalski po zabiegu chcąc uregulować należność pyta dentystę:
- Ile się należy?
- Normalnie 200 zł, ale dziś, w niedzielę, biorę 300 zł.

- Ile maksymalnie zębów powinna mieć teściowa?
- Dwa.
- Dlaczego?
- Jeden, żeby mogła nim otwierać piwo zięciowi, a drugi, żeby ją stale bolał!

Z gabinetu dentystycznego wychodzi chłopiec. Podchodzi do niego mama i pyta:
- Tak bardzo cię bolało?
- Nie. To krzyczał dentysta, gdy ugryzłem go w palec.

W czasie wizyty u dentysty dzwoni komórka pacjentki, która nie może rozmawiać.
Kobitka bezradna. Dentysta w końcu się zlitował. Bierze komórkę:
- Halo... Kto mówi?
- Jak to, kto mówi?! MĄŻ!
- Aaaa... Mąż... OK., zaraz kończymy.... Żona tylko wypluje i natychmiast oddzwoni.

Siedziałam w poczekalni u swojego nowego dentysty i rozglądałam się. Zauważyłam na ścianie dyplom ukończenia studiów, na którym figurowało jego pełne imię i nazwisko. Znienacka mi się przypomniał – wysoki, przystojny, ciemnowłosy chłopak o tym samym nazwisku chodził ze mną do liceum jakieś 30 lat temu.
Czyżby mój nowy dentysta był tym chłopakiem, w którym się nawet trochę podkochiwałam? Jak go jednak zobaczyłam, szybko porzuciłam tę myśli.
Ten prawie łysy facet z siwiejącymi włosami, brzuszkiem i twarzą pełną zmarszczek był zbyt stary, by mógł być moim kolegą ze szkoły. A może jednak? Po tym, jak mi przejrzał zęby, zapytałam go, czy nie chodził przypadkiem do XXIII LO. „Tak. Owszem, chodziłem i byłem nawet jednym z najlepszych uczniów,” zarumienił się.
„A w którym roku Pan zdawał maturę?” zapytałam. On odpowiedział: „siedemdziesiątym szóstym. Dlaczego Pani pyta?” „To Pan był w mojej klasie!” powiedziałam zachwycona.
Zaczął mi się uważnie przyglądać. I następnie ten wstrętny, pomarszczony staruch zapytał: „A czego Pani uczyła?”